Zadzwoń do Nas

627-320-710

NASZ E-MAIL-a 

lo1@lo1.ostrzeszow.pl

Pasja czytania

Ziarno zła

Dzisiaj nowy tytuł, polecany przez Panią Halinę Więcek wraz z autorskim zdjęciem.
Zachęcamy do lektury ?
Dziś chciałam Wam przedstawić książkę Anny Potyry” Potwory”. To jej druga powieść po bardzo dobrze przyjętym przez czytelników debiucie "Pchła”. Autorka kazała czekać na kontynuację serii ponad rok, ale warto było. "Pchła" bardzo przypadła mi do gustu, natomiast "Potwory", podobała mi się jeszcze bardziej, to bardzo dojrzała powieść. Wszystko tu jest przemyślane, napisane z dużą znajomością psychiki człowieka i mechanizmów, które kierują jego życiem. Ciekawa intryga, sprawnie prowadzona akcja, brak logicznych luk, a przy tym autorka porusza ważne problemy społeczne, bardzo dobry kryminał. Polecam i zapraszam na recenzję.
*RECENZJA*
Ziarno zła
„Życie to nie bajka, wszędzie czają się potwory, które mają sto twarzy. Gniewu, zazdrości, strachu, smutku, słabości, chorych projekcji i złych wspomnień. Każdy ma jakiegoś potwora.”
W warszawskim lasku miejskim zostają odnalezione zwłoki młodej dobrze zapowiadającej się gwiazdy operowej. Nie miała wrogów, wszyscy ją uwielbiali, uważała, że można kochać więcej niż jedną osobę i żyć w otwartym związku. Była poliamorystką. Inteligentny policjant Adam Lorenz, którego polubiłam w poprzedniej części, wraca, ale z powodu zatargu z sąsiadem zostaje zawieszony w obowiązkach i odsunięty od interesującego śledztwa. Może się jedynie przyglądać, jak radzą sobie jego koledzy z wydziału. Komisarz, który nie może żyć bez pracy, mentalnie nadal w niej jest. Załatwiając swoje prywatne sprawy, niby przypadkiem angażuje się w śledztwo, pomagając Izie Drawskiej i swojemu koledze, aspirantowi Mateuszowi Corsettiemu, który nie jest zachwycony rolą, jaką przypadło mu pełnić. Zanim śledczy cokolwiek ustalą w sprawie morderstwa śpiewaczki operowej, znika bez śladu kolejna gwiazda.
„Potwory” to świetnie skonstruowana zagadka kryminalna, a w zasadzie dwie, które trudno rozwikłać. Wszystkie wątki dobrze się ze sobą splatają, fabuła jest logiczna, akcja sprawnie poprowadzona trzyma w napięciu aż do końca. Anna Potyra misternie utkała intrygę, tak żeby czytelnik nie potrafił zbyt szybko i łatwo wpaść na to kim jest sprawca. Gdy już byłam pewna, że odkryłam, kto popełnił zbrodnię, autorka zboczyła ze ścieżki i podrzuciła inny trop.
Historia opowiedziana przez Potyrę jest wielopoziomowa i tajemnicza, dotyka poważnych problemów. Jest to opowieść o zazdrości i jej różnych obliczach. Krzywda, gniew, wstyd i zdrada, prowadzą do agresji. Jedna chwila, impuls wystarczą, aby sytuacja wymknęła się spod kontroli. Stała się zapalnikiem dla tłumionych latami frustracji. Zapalnikiem, który powoduje wybuch gniewu i w efekcie do zbrodni. Znakomicie i wiarygodnie opisani bohaterowie, których życie prywatne cały czas towarzyszy toczącemu się śledztwu, ale nie dominuje, jest tylko dodatkiem, bo autorka bardziej skupia się na zbrodni i na motywach, które do niej doprowadziły. Na dużą uwagę zasługuje także miejsce akcji, nigdy wcześniej bowiem nie spotkałam się z tak ciekawym i niecodziennym tłem powieści, bo autorka część akcji umieściła w operze, co było dla mnie zaskakującym i ekscytującym doznaniem.
Uważam, że „Potwory”, to bardzo dobry kryminał, który oprócz świetnej rozrywki skłania do refleksji. Jak sama autorka przyznaje, że chciała napisać taki kryminał, który da czytelnikowi pole do refleksji i zostanie z nim na dłużej, a nie zniknie minutę po tym, jak się wyjaśni, kto mordował. Moim zdaniem świetnie jej się to udało.
Tytułowe potwory noszą maski, są świetnymi aktorami, potrafią wszystkich wyprowadzić w pole włącznie ze śledczymi. Nikt nie zna ich prawdziwej twarzy.
Anna Potyra udowodniła, że potrafi pisać, że spod jej pióra wychodzą doskonałe kryminały. Przemyślane, ze wciągającą fabułą, z wiarygodnie wykreowanymi postaciami. Jednym słowem dobra, warta przeczytania, zmuszająca do chwili refleksji lektura.
Polecam z czystym sumieniem, jeden z lepszych kryminałów, które ostatnio czytałam. „Pchłę” i „Potwory” można czytać niezależnie, bo każda powieść, to zupełnie inna historia.
„Prawda wydaje się oczywista dopiero wtedy, gdy się ją pozna.”
Książkę do recenzji otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu
nakanapie.pl, dzięki uprzejmości Wydawnictwa Zysk i S-ka

Samo życie

Po długiej przerwie wracamy do naszego stałego cyklu recenzji. Przygotowuje je dla nas Pani Halina Więcek, recenzentka, autorka bloga "Książki Haliny".
Dziś recenzja książki, która miała pojawić się na moim blogu przed świętami, ale ani ja nie miałam czasu jej napisać, ani Wy nie mielibyście czasu jej przeczytać. Jeszcze nie przebrzmiały kolędy, więc nie szkodzi, że w takim okresie poświątecznym chciałam Wam przedstawić najnowszą powieść Hanny Cygler, autorki ponad dwudziestu książek, która pisze dla przyjemności czytelników. Cygler jest autorką ciekawą świata i ludzi, chętnie wykorzystuje historie z życia wzięte, które ubarwia fabularnie, umiejętnie posługując się schematami prozy gatunkowej. W tej powieści mamy okazję podziwiać talent i poczucie humoru autorki. Bardzo cenię sobie ludzi, którzy potrafią śmiać się z siebie i swojego środowiska i robią to z klasą i wielkim wyczuciem, pewnie dlatego ta książka tak mi się spodobała. Polecam Wam „Złodziejki świąt”, wydane nakładem Dom Wydawniczy REBIS, z którym Hanna Cygler współpracuje od początku swojej kariery pisarskiej.
*RECENZJA*
Samo życie
„To doprawdy nienormalne, że dwójka zakochanych w sobie ludzi nie ma czasu na miłość.”
Czy zastanawialiście się kiedyś, jak i kiedy powstają powieści świąteczne? Zapewne nie i tak się składa, że ja także nie, ale odpowiedź na to pytanie można znaleźć w najnowszej książce Hanny Cygler „Złodziejki świąt”, wydanej przez Dom Wydawniczy Rebis.
Święta Bożego Narodzenia mają dla mnie szczególne znaczenie, bardzo lubię ich magię i czar, ale jakoś nie przekonałam się do czytania tak zwanych świątecznych powieści. Coroczny wysyp tego typu książek przyprawia o zawrót głowy, bo wydawcy wprost prześcigają się, by zadowolić swoich czytelników. Nie mam nic przeciwko wydawaniu świątecznych książek, ale zazwyczaj sama po nie nie sięgam. W tym roku zrobiłam jednak mały wyjątek i na tapetę wzięłam "Złodziejki świąt", ale ani tytuł, ani okładka nie oddają tego, co czytelnik znajduje w środku. Cygler puszcza oko do swojego środowiska, bo „Złodziejki świąt” wbrew tytułowi to nie jest książka świąteczna, chociaż w tle autorka o nich wspomina. Tak naprawdę jest to powieść obyczajowa o życiu, jego trudach, problemach pisarzy, ale napisana z przymrużeniem oka.
Powieść kręci się wokół życia trzech zabawnych i zakręconych kobiet związanych z pisaniem książek. Autorka w bardzo ciekawy sposób przedstawiła swoje bohaterki. Dwie pisarki i redaktorka w wydawnictwie, to niezwykłe zestawienie. Poznajemy ich sytuacje rodzinne oraz ich zmagania zawodowe. Wszystkie są znane i popularne, lecz niezbyt szczęśliwe. Mało, kto wie, że są zdradzone, oszukane, samotne.
Bardzo dobrze napisana powieść obyczajowa, przy której dobrze się bawiłam, nawet lepiej niż przypuszczałam. Cygler pokazała, że pisarz to też człowiek ze zwyczajnymi problemami dnia codziennego. Odkryła niektóre tajniki pisania książek, rywalizację pisarzy, walkę prawie na noże o popularność. Lekka i niezobowiązująca powieść, ale bardzo mądra w swojej prostocie i przekazie. Pod płaszczykiem banalnej historii można odnaleźć głębszy przekaz, ponieważ autorka w żartobliwy sposób opisuje, jak powstają powieści świąteczne, przedstawia świat mało znany czytelnikowi. Jak czasami jesteśmy ślepi, nie dostrzegamy tego, co mamy tuż pod nosem, a marzymy o tym, co jest poza naszym zasięgiem. Nie znamy lub nie chcemy poznać osób z naszego otoczenia. Jak jedną nieodpowiednią wiadomością możemy zniszczyć komuś życie, by w jednej chwili z gwiazdy stać się zupełnie nikim, a ktoś inny zajął niespodziewanie nasze miejsce.
Pisanie książek wcale nie oznacza, że zna się na uczuciach innych i, że się potrafi samemu poradzić ze swoimi emocjami. Cygler pokazuje, co dominuje życie. Nieustanna gonitwa za pieniędzmi, za pozycją, popularnością. Człowiek musi spełniać nie lada wyzwanie, by utrzymać się na powierzchni, bo czasem jedna złośliwa informacja osoby przepełnionej nienawiścią potrafi zniszczyć wszystko w jednej chwili. Bardzo łatwo uwierzyć w to, co wyczytamy w sieci, a tak trudno słuchać osób, które są naszymi przyjaciółmi i naprawdę nas kochają. I jak często pozory mylą.
Powieść lekka i łatwa w odbiorze. Styl autorki, sprawia, że książkę czyta się szybko i przyjemnie. „Złodziejki świąt” to dobra zabawa, świąteczny klimat oraz garść zakulisowych ciekawostek ze świata pisarzy. Świetny humor sytuacyjny, a co dociekliwsi czytelnicy znajdą drugie dno i wzorce w rzeczywistości. Może nie jest to książka, która swoją treścią zapisze się w pamięci na długo, ale czy zawsze musi o to chodzić. Czasem potrzeba kilka chwil wytchnienia, rozrywki. Dobrze jest przeczytać coś, co daje nadzieję. Coś lekkiego, ale mądrego w swojej prostocie i przekazie.
„Miłość to uczucie, które nas odmienia. Dzięki któremu stajemy się lepsi i szczęśliwsi. To chyba najbardziej intensywny przejaw życia. Taki, który dodaje mu siły i piękna. Sprawia, że kiedy jest przy nas ukochana osoba, nawet szary dzień jest wyjątkowy. Bo jesteśmy w tym ponurym dniu razem. Nasza samotność się już skończyła. A razem to przecież możemy przenosić góry i nawet dotykać...nieba.”
Książkę przeczytałam dzięki
Dom Wydawniczy REBIS

"Ostatni cud"

Kolejny poniedziałek a wraz z nim nowa recenzja przygotowana przez Panią Halinę Więcek.
„Dziś przygotowałam recenzję książki, o której raczej nie było i nie będzie zbyt głośno, a warto o niej wspomnieć. „Ostatni cud” Marzeny Orczyk-Wiczkowskiej miał swoją premierę 12 listopada 2020 r. Po przeczytaniu tej książki nie mogę uwierzyć, że istnieją jeszcze osoby, które potrafią tak pięknie pisać, zadziwia mnie to, tym bardziej że jest to debiut literacki. Polecam tę powieść każdemu, kto szuka wytchnienia”.
Czy wierzymy jeszcze w cuda ?
„A tu ani się obejrzysz i już starość, koniec.” […] a teraz widzę, życie to pyk, i już, tyle co otwarcie i zamknięcie drzwi”.
Wiara w zjawiska paranormalne w dzisiejszych czasach, dla niektórych jest bzdurą wywołującą jedynie uśmiech i politowanie. Z podobnymi reakcjami można się spotkać, gdy mowa o cudach. A jednak faktem jest, że stale stykamy się z przypadkami, które są niewytłumaczalne z naukowego punktu widzenia. Człowiek posłuszny swej naturze stara się wyjaśnić niewytłumaczalne zjawiska na płaszczyźnie logiki i rozumu, ale niektóre z nich pozostają tajemnicą.
Strzelmieszyce Wielkie, to mała miejscowość, jakich w Polsce wiele, tutaj żyje zwyczajna para pięćdziesiątaków ze swoimi problemami. Jolanta oczekuje narodzin dziecka, chociaż w tym wieku zupełnie się tego nie spodziewała i ciąża jest dla niej kompletnym zaskoczeniem. Obawia się, o przyszłość potomka, ponieważ jedno dziecko już stracili. Pewnego dnia syn wyszedł do szkoły i już nigdy nie wrócił. Mały Jasio od samego początku zawładnął całym jej światem i spowodował, że nowa nadzieja wkrada się w serce zmęczonej życiem kobiety. Mały radosny promyczek z niecodziennymi zdolnościami połączy losy kilku osób i całkowicie odmieni ich życie na zawsze.
Bardzo dobra powieść, bardzo dobrze napisana, wyróżnia się ciekawą fabułą oraz szczegółowymi portretami postaci, myślę, że to zasługa niekwestionowanej wiedzy z pola zawodowego, która pomogła autorce w stworzeniu realistycznych bohaterów. Jest przyjemną lekturą dla tych, którzy chcieliby w szarej rzeczywistości dostać odrobinę magii. Pełna zagadek i niedopowiedzeń. Realizm pomieszany z fantastyką. Autorka opisuje specyficzne problemy, z którymi boryka się ludność małej miejscowości. Począwszy od elementów stylu życia i obyczajowości, przez kwestie światopoglądowe i religijne, po preferencje polityczne. Marzena Orczyk – Wiczkowska napisała nieśpieszną, poruszającą, ciepłą powieść o zwyczajnych ludziach ich kłopotach, przywarach, radościach i smutkach. O cudach w zwykłym codziennym życiu, których zazwyczaj nie dostrzegamy. Powieść, którą należy smakować i delektować się jej treścią.
Dałam się ponieść aurze roztoczonej piórem autorki. Nie do wiary, że "Ostatni cud" jest jej debiutem. Przemyślana, pięknie opowiedziana historia z ogromną znajomością szczegółów, napisana pięknym językiem. Wyborne portrety psychologiczne bohaterów, wspaniale przedstawiona małomiasteczkowa rzeczywistość.
Na koniec warto dodać, że książka jest bardzo starannie wydana. Wydawnictwo Lira postarało się o piękną oprawę. Estetyczna szata graficzna, twarda oprawa oraz porządne szycie sprawiają, że ta powieść wyróżnia się na tle innych. Pomimo zachwytu nad piękną prozą Orczyk i magicznym przekazem tej powieści, ciepłym i dobrym, od połowy książki, a może już wcześniej miałam cały czas wrażenie, że autorka w bardzo zawoalowany sposób porównuje wiarę katolicką z hinduizmem, chociaż zrobiła to bardzo delikatnie, w przemyślany sposób, wykazując się przy tym niezwykłą wiedzą w tym temacie. Owszem księży katolickich obowiązuje dyscyplina kościelna, podobnie jak żołnierzy we wojsku, także osoby wierzące podlegają przykazaniom, a hinduizm według autorki to wolność. Nie będę się na ten temat rozpisywać, wystarczy samemu o tym poczytać i wtedy się okaże, że wyznawców tej wiary obowiązuje jeszcze większy reżim niż katolików. Imię Hindusa pojawiającego się w powieści raczej też nie jest przypadkowe. Balaram w religii hinduistycznej jest imieniem starszego brata bóstwa Kriszny.
Bez względu jednak na to, w co, czy w kogo się wierzy, każdy potrzebuje uśmiechu, życzliwości, miłości i dobra i to jest właśnie cud, którym mogą się dzielić wszyscy, wierzący z niewierzącymi. Najważniejsze, żeby na wszystko patrzeć przez pryzmat miłości i dobra, bo to ono ma największy potencjał.
Fantastyczna opowieść o potędze miłości i wszechobecnym dobru. Polecam każdemu, kto szuka wytchnienia. Wszystkim nam są potrzebne słowa otuchy, a kiedy już te ludzkie nie wystarczą, szukamy tej nadziei w innych wymiarach. Potrzebny nam jest cud, ale czasami ten cud to po prostu dobry człowiek z wrażliwym sercem, który wyciągnie do nas rękę. Cuda istnieją naprawdę, tylko trzeba wierzyć.
„Lęk wielokrotnie wypowiadany maleje, a wydarzenia – nawet te najcięższe czy nieprawdopodobne – jeśli się ciągle opowiada, z każdym powtórzeniem tracą na znaczeniu, łatwiej je zaakceptować”.
Książkę przeczytałam dzięki Kindze Mrugalskiej, która prowadzi blog „Przeczytane.Napisane” i Wydawnictwu LIRA

Opowieści z krypty w polskim wydaniu.

Kolejny poniedziałek i kolejna propozycja lektury. Tym razem Pani Halina Więcek zainspirowana zbliżającymi się świętami przygotowała recenzję antologii "Upiorne święta".
Czy zastanawialiście się kiedyś, dlaczego człowiek z własnej, nieprzymuszonej woli sięga po horrory? Lubicie się bać ? Myślę, że wszyscy lubimy się bać, pod warunkiem, że jest to banie się, które możemy kontrolować. Bać lubią się wszyscy, pod warunkiem, że na fotelu, w kapciach, ze szklanką ciepłej herbaty, małą lampką nad głową. Moi drodzy w takim razie zgaśmy grzecznie wszystkie duże lampy, otulmy się kocem i przenosimy się do klimatu „Upiornych Świąt”.
Opowieści z krypty w polskim wydaniu.
„(…) strach, a żadna inna emocja, nie działa tak na ludzi. Żadna przereklamowana miłość, radość, czy złość. Tylko strach, głupcy! To za jego pomocą steruje się masami, dzieli się i skłóca całe społeczeństwa. Jest odstępstwem od normy, źle wpływa na organizm (…)”
Antologie nie są moją ulubioną formą, bo nigdy nie jest równa i opowiadania prezentują różny poziom literacki. Zawsze wydawało mi się, że służą promowaniu młodych autorów, a tutaj zaskoczenie. „Upiorne święta”, to zupełnie nowe i świeże spojrzenie na Święta Bożego Narodzenia, poprzez pryzmat opowiadań napisanych przez najpopularniejszych autorów polskiej literatury grozy. Oprócz tekstów dziewięciu polskich autorów znalazło się też premierowe opowiadanie Grahama Mastertona, brytyjskiego mistrza grozy. Połączyli oni swoje siły, by nastraszyć czytelnika, mrożącymi krew w żyłach opowieściami świątecznymi. Wszystkie opowiadania związane są z Bożym Narodzeniem, lecz dla ich bohaterów nie jest to dobry czas. Każdy z autorów ma swoją wizję świąt, z czym innym mu się kojarzą, interpretuje je na swój sposób i tak przedstawia czytelnikom. Sądziłam, że to świetny kontrast dla tych polukrowanych świątecznych opowieści, którymi corocznie raczą nas wydawcy, ale niestety nie było tak dobrze, jak się spodziewałam. Jedne opowiadania bardziej przypadły mi do gustu inne mniej. Jedno jest pewne, że nie do końca znalazłam tu mrok, grozę i niepokój. Wprawdzie nie wszystkie opowiadania w jednakowym stopniu mi się podobały, to jednak może każdy znajdzie tu coś dla siebie.
Garść moich skojarzeń i refleksji po każdym z opowiadań wg kolejności zamieszczenia ich w książce oraz moje oceny:
1) Opowieść Wigilijna — zupełnie w nowej wersji, po przeczytaniu, której nasuwa się jedno stwierdzenie. Nie czyń drugiemu co tobie niemiłe i doceniaj swoją rodzinę jakąkolwiek by ona nie była. 4/10
2) Kontrakt – Nie bierz za dużo leków, żeby pod ich wpływem nie wydawało ci się, że jesteś panem ziemi. 5/10
3) Pechowe święta – Bardziej historia kryminalna niż grozy, o tym jak pechowo może się skończyć pożyczenie czyjegoś samochodu. Nawet jeżeli jest, to lexus. 6/10
4) 87 cm – Kto z kim przystaje takim się staje, czyli masakra w wigilijną noc. 10/10
5) Czerwony rzeźnik z Wrocławia – Śmierć i groza nie są rozrywką, pomysłem na żarty i zabawę, bo może być tragiczna w skutkach. 7/10
6) Rezerwat – Seksmisja, która wcale nie jest zabawna, pozbawiona słońca i nadziei. 6/10
7) Prezent od Gwiazdora – Nadmiar używek może spowodować, że zamienimy się w morderczego Mikołaja. 6/10
8) Już nie jesteś smutkiem - W Wigilię zwierzęta mówią ludzkim głosem, a ludzie zmieniają się w zwierzęta. Odruch serca okazuje się makabryczną grą. 10/10
9) Dom na końcu ulicy – Długo skrywane urazy i niedowartościowanie potrafią obudzić w człowieku zwierzę. 7/10
10) Krótka historia na pożegnanie – Nigdy do końca nie można nikomu ufać. Rzeczywistość oparta na bólu, smutku i nostalgii. 7/10
Antologia skojarzyła mi się trochę z serialem emitowanym swego czasu w telewizji „Opowieści z krypty”. Serial stanowiły mroczne anegdoty, którymi raczył widza lektor ucharakteryzowany na zombie, bardzo gadatliwy , o dość nietypowym i jadowitym poczuciu humoru, z charakterystycznym jazgotliwym śmiechem. Tu nie znajdziemy co prawda czarnego humoru, ale takie opowieści z krypty w polskim wydaniu, kto wie, może miałyby rację bytu ?
Cały czas zastanawiam się, który aktor nadawałby się na narratora, tej antologii ? Może macie jakieś sugestie ?
„Warto mieć nadzieję to nic nie kosztuje”.

Morderczy trójkąt

Dziś recenzja najnowszej książki Tess Stimson „Była/żona”, która miała premierę 14 października, zdaniem Pani Haliny Więcek (autorki recenzji i zdjęcia) warta uwagi... Grafika przedstawiająca książkę, to autorski pomysł naszej recenzentki (za zgodą wydawnictwa).
Morderczy trójkąt
„Jeżeli są oczekiwania, to sto procent nie ma miłości”. – Oskar Wilde.
Najnowszy thriller Tess Stimson, to opowieść o morderczym trójkącie miłosnym. Obecna żona, była żona i mąż, który został zamordowany. Była żona to potwór z piekła rodem, który knuje, manipuluje, jątrzy. Mąż to facet, który kłamie i wykazuje się brakiem zdecydowania oraz obecna żona uosobienie dobroci i wyrozumiałości.
On zamordowany, one obie obecne na miejscu zbrodni. Która winna ? Która zabiła ? Dramatyczny początek niesamowitej historii. Czytelnik nie dostaje wskazówek, kto popełnił zbrodnię, tylko stopniowo poznaje mroczne sekrety obu żon. Każda z kobiet miała motyw, obie go kochały, obie nienawidziły, ale czy jedna z nich aż tak, że zabiła? Caz zawsze była tą drugą, chociaż mieli dziecko i wzięli ślub, niestety widziała spore zaangażowanie Andrew w pierwszy związek. Zaangażowanie, które spowodowało, że mężczyzna wkręcił się w spiralę nienawiści. Kto zatem nienawidzi go tak bardzo, że był zdolny do morderstwa? Świetna historia, skupiona przede wszystkim na postaciach. Dwie główne samolubne bohaterki, które jak wydaje się czytelnikowi, że są w stanie podejmować tylko złe decyzje. Zachowują się niedojrzale, jakby były niespełna rozumu, a nie jak dwie dorosłe kobiety, które mają dzieci i gospodarstwo domowe, którymi trzeba się zająć.
Świetnie skonstruowana fabuła. Narracja prowadzona raz z perspektywy Luise, raz z perspektywy Caz. To czytelnik musi zdecydować, której z nich bardziej wierzy. Autorka podsuwała mi każdą możliwą wersję, co chwila zmieniałam zdanie co do sprawcy, a zakończenie to szok w czystej postaci. No może jednak tak nie do końca, bo miałam swój typ i podejrzenia. Dobrze nakreśleni bohaterowie i stopniowe, ostrożnie krok za krokiem odkrywane sekrety, sprawiają, że czytelnik dopiero na końcu poznaje motyw morderstwa. Dlaczego zabójca to zrobił, co nim kierowało ?
Podobała mi się struktura książki. Sposób, w jaki autorka porusza się pomiędzy teraźniejszością a tygodniami poprzedzającymi przyjęcie. Straszna, podła była żona, która próbuje uprzykrzyć życie następnej wspaniałej kobiecie, żonie swego byłego męża. Obecna tak myśli, gdyż dostała taką wersję, a może Andrew oszukuje ją również ? Caz liczyła, że uda jej się przetasować priorytety swemu partnerowi, bo wydaje jej się, że wyszła za mąż za mężczyznę swoich marzeń. Nie rozumie, że wzięła ślub nie tylko z nim, ale także z całą pajęczyną jego powiązań z poprzednią rodziną. Następują próby nacisku, szantażu, walki. Przez długi czas wersje obu żon są sprzeczne, a moja sympatia przenosiła się z jednej na drugą. Każda z kobiet miała swoje motywy, które potencjalnie wskazywały na nie obie, co dodaje smaczku całej opowieści. Dochodzi ciągle do scysji i nieprzyjemnych zdarzeń, które przeradzają się w coś, co przypomina śmiertelną walkę, kiedy obie walczą o odzyskanie lub zatrzymanie Andrew. W miarę rozwoju akcji okazuje się, że sieć zabójców staje się coraz szersza, ponieważ więcej osób miało motyw poza oczywistymi rywalkami. Postacie okłamują nie tylko czytelnika, ale również siebie. Tak bardzo, że wierzą własnym kłamstwom.
Świetnym dodatkiem, uzupełniającym intrygę i wspaniałym odwróceniem uwagi były rozdziały z przesłuchaniami policyjnymi.
Niewiarygodne zwroty akcji, to niewątpliwie największe atuty tego thrillera. „Była/ żona”, to ciekawa, mroczna, kręta, uzależniająca lektura. Polecam gorąco. Autorka poruszyła tu problem rodziny patchworkowej, z mnóstwem dramatów. Jest jej historia, jego historia, twoja historia, a prawda gdzieś pośrodku, bo ma nic gorszego od wściekłości wzgardzonej kobiety, a w tej powieści są dwie.
„Pamięć jest bardzo niewiarygodnym narratorem ... wszyscy uważamy, że wspomnienia są przechowywane w naszych mózgach tak samo, jak w komputerach. Po zarejestrowaniu dane są przechowywane w celu przechowywania i ewentualnego przywołania. Fakty się nie zmieniają. Ale prawda jest taka, że za każdym razem, gdy coś sobie przypominamy, rekonstruujemy to zdarzenie, ponownie składając je na podstawie śladów w mózgu.”
Za niesamowitą lekturę dziękuję Wydawnictwu Otwarte, dzięki któremu mogłam przeczytać książkę przedpremierowo.

Informacje

Strona w przebudowie.
Wkrótce wszystkie materiały zostanąprzeniesione na naszą nową stronę.
Do tego czasu część jest dostępna w poprzedniej witrynie.