Nowa recenzja, przygotowana przez Panią Halinę Więcek, oczywiście wraz z autorskim zdjęciem.
Z cyklu blog Książki Haliny poleca - Greta Drawska "Stos".
„Świat zimą wydawał się […] prawdziwszy niż kiedykolwiek. Na zewnątrz świeży i uroczysty, pod spodem pełen brudu”.
Cześć, witam Was ponownie moi kochani.
Od początku roku, mam takie czytelnicze szczęście, że każda książka, po którą sięgam, zapewnia mi niezłą rozrywkę i ucztę literacką. Mam nadzieję, że ta dobra passa jeszcze długo potrwa.
Post z recenzją miał pojawić się wczoraj, ale nie wyszło. Nic nie szkodzi, książka warta polecenia, więc napiszę o niej dziś. Po premierze pierwszej części serii „Wanda Just i Piotr Dereń” – Grety Drawskiej „Rytuał”, nie do końca byłam zachwycona, trochę "kręciłam nosem", teraz dostałam po tym nosku, bo w „Stosie”, autorka wrzuca emocje na stos i umiejętnie je podgrzewa. Ofiary podobnie, jak w „Rytuale” są doskonale znane lokalnej społeczności, a dla dodania smaczku, zdradzę Wam, że dwie z nich łatwo znaleźć w internecie, po wpisaniu nazwisk w wyszukiwarce.
Teraz zapraszam do przeczytania recenzji, żebyście mogli się przekonać, czym ten kryminał mnie zachwycił.
„Stos”, to druga odsłona kryminalnych perypetii prokuratorki Wandy Just i podkomisarza Piotra Derenia, kobiety po przejściach i mężczyzny na życiowym zakręcie. Gdyby ktoś, zapytał mnie, czy druga część serii może być lepsza od pierwszej? Musiałabym się głęboko zastanowić i odpowiedziałabym, że raczej nie. Grecie Drawskiej, to się udało, nie tylko utrzymała poziom, ale podniosła jeszcze poprzeczkę. Oprócz znanych bohaterów z pierwszej części pojawia się kolejna opowieść odwołująca się do historii Pojezierza Drawskiego. Na wątek historyczny czekałam z bijącym sercem, bo że się pojawi, nie miałam wątpliwości. Makabryczne zbrodnie, które mają swoje źródło w przeszłości. Oryginalna intryga kryminalna odwołująca się do postrzegania kobiet, w 1620, które mimo upływu czasu wydaje się, że tak bardzo się nie zmieniło.Co łączy potworne morderstwa z procesami czarownic? Nikt nie uwierzy, że mają coś wspólnego z rzuconą klątwą. Dawne czasy, to cień, który towarzyszy parze śledczych, zbierając przy tym żniwo śmierci. Zaczyna się wyścig z czasem, ponieważ małe społeczeństwo nie wybacza opieszałości policji i nieudolności pani prokurator, natomiast liczba ofiar rośnie, zaś zabójcy ciągle brak. Psychopatyczny morderca wszystko ma doskonale zaplanowane i konsekwentnie ten plan realizuje, skutecznie przy tym zacierając ślady.
Tym razem autorka bardziej przybliżyła czytelnikowi sylwetkę Wandy Just. Nakreślone w poprzedniej części podejrzenia, dotyczące powrotu prokuratorki w rodzinne strony, zostaną uwiarygodnione retrospekcjami. Będzie musiała się dodatkowo spotkać ze swoją dawno niewidzianą siostrą oraz zmierzyć się z przekroczeniem progu rodzinnego domu. Teraz dużo łatwiej zrozumieć, dlaczego Wanda wróciła, chociaż nie chciała i dlaczego wiedzie samotnicze życie wypełnione pracą. Kiedy daje się ponieść emocjom i pragnie skończyć z samotnością, staje się ofiarą łatwej manipulacji.
Autorka ponownie prowadzi narrację dwutorowo. Współcześnie prowadzone śledztwo i historię siedemnastowiecznej „czarownicy”. Dzięki takiemu zabiegowi czytelnik poznaje niechlubną historię regionu, siedemnastowiecznych procesów o czary, gdzie bez skrupułów rozprawiano się z kobietami, które nie chciały się podporządkować. Fascynowała mnie ta opowieść z dalekiej przeszłości, gdzie autorka oddaje głos Sydonii von Borck, kobiecie oskarżonej o czary, ściętej i spalonej na stosie. Inteligentnej, niezależnej, stawiającej opór męskiej dominacji.
Przejmujące losy Sydonii stają się inspiracją działań mordercy. Autorka udowodniła, że pięknie można opowiadać o niezdrowych fascynacjach historią, które zostały wykorzystane do psychopatycznej zemsty. Jeżeli poprzednio miałam zastrzeżenia do zbyt małej dawki emocji i opieszałości śledczych, tym razem zostałam w pełni usatysfakcjonowana. Wanda i Piotr, nie tylko prowadzą intensywnie śledztwo, ale także sami zostaną wplątani w kryminalną intrygę. Zajmujący jest motywy tajemnicy sprzed lat, którą ukrywają koledzy i koleżanki z klasy. Ten motyw zgrabnie łączy thriller z kryminałem i mówi o tym, co zabójcę spotkało w przeszłości. „Stos” zdecydowanie podobał mi się o wiele bardziej, niż poprzednia część. Znalazłam tu wielowymiarowe postaci, historię w tle, niesamowity klimat i motyw zemsty.
Greta Drawska podobnie jak w „Rytuale” prezentuje piękno otoczenia, w którym dzieją się mroczne sprawy. Tym razem opisy zimy i siarczystych mrozów na Pojezierzu, świetnie zgrały się z tym, co mamy w tej chwili za oknami.
Brawa dla autorki za odważne i bezpardonowe odniesienie się do działalności dzisiejszych mediów, braku rzetelności dziennikarzy, od których nawet się tego nie wymaga, a od ludzi samodzielnego wysnuwania wniosków, ani dobrej pamięci. Znalazłam też ostrzeżenie przed niebezpieczeństwem serfowania w sieci i zawieraniu nierozważnych znajomości w internecie. Na zakończenie dodam, że nazwiska dwu ofiar łatwo znaleźć w wyszukiwarce. Nie wiem, czy, to zamierzony zabieg autorki czy też zbieg okoliczności, ale dodaje to powieści pikanterii.
„Stos”, to bardzo dobry kryminał, trzymający w napięciu do samego końca ze zgrabnie skonstruowaną intrygą. Na plus także fakt, że nie udało mi się domyślić tożsamości sprawcy. Teraz pozostaje czekać na kolejną część.
„Niespokojnym człowiekiem może i jestem, jak każdy, który dostał od Boga myślący umysł, czujące ciało i zmartwienie o swą duszę.”
Książkę przeczytałam dzięki Wydawnictwu Znak.

„Kobieta w białym kimonie”, to hipnotyzująca i pełna emocji lektura. To niewyobrażalny i emocjonalny portret kobiety, uwięzionej między prawdziwą miłością a rodziną, kulturą i bezpieczeństwem. Na nic zaklinanie rzeczywistości, błaganie Boga i ludzi o litość, pewnych rzeczy i tak nie da się zmienić.
„Czy dobro jest prawdziwym dobrem tylko wtedy, gdy wymaga wyrzeczeń? Każdy może być hojny, kiedy jest bogaty. Każdy może być szczodry, gdy niczego mu nie brakuje”.
Nie pamiętam, kiedy ostatnio lektura książki pochłonęła mnie tak bardzo i wprawiła przy tym w taką konsternację. Na początku nic nie zapowiadało tego, co nastąpi później. Historia życia Blythe, zachęconej przez męża i teściową, by zostać matką, a w roli, której nie potrafi się odnaleźć. Blythe z mężem z wielką ekscytacją czekają narodzin ich pierwszego dziecka, ale w niej czai się ukryty lęk. Dzięki retrospekcjom czytelnik dowiaduje się, jak przez pokolenia w jej rodzinie matki znęcały się nad swoimi dziećmi. Blythe postanawia być inna, ale niestety nie udaje jej się nawiązać więzi ze swoim dzieckiem. W miarę upływu czasu, zamiast poczucia bliskości, coraz bardziej się oddala od córki, nie potrafi jej kochać, dostrzega ciemne strony charakteru. Brak miłości i empatii ze strony Bluthe powodują, że Violet jest coraz bardziej krnąbrna i nieznośna. Były chwile, że potępiałam Blythe, a były takie, kiedy jej współczułam. Traumatyczne dzieciństwo rzutuje na jej osobowość i zachowania. Jest osobą niepewną siebie, która nie wierzy, że może być dobrą matką. Macierzyństwo nie wygląda tak, jak sobie wymarzyła, nie potrafi nawiązać więzi z córką, jest wyczerpana, brakuje jej wsparcia ze strony męża. Fox natomiast widzi w córce cały świat, nie dostrzegając prawdziwej natury dziecka, lekceważy obawy Blythe, a jej spostrzeżenia traktuje jako wytwory wyobraźni. Prawdziwy instynkt macierzyński budzi się w kobiecie dopiero po narodzinach syna, ale to nie jest koniec jej problemów.
Babia Góra leży w Paśmie Babiogórskim, które należy do Beskidu Żywieckiego. Jest to jedno z najchętniej odwiedzanych miejsc w Beskidach Zachodnich. Nic dziwnego, że od wielu lat wokół tego masywu górskiego urosło wiele magicznych opowieści.